Jest środek tygodnia. Za oknem piękna, słoneczna pogoda. Żadnej chmurki na niebie, zero wiatru. Ty siedzisz uziemiona w pracy. Zaczyna się weekend. I co? Za oknem szaro, buro I ponuro. Z nieba napierdziela żabami. Wiatr jak w piosence Czerwonych Gitar Dziesięć w skali Beauforta!
Ale dziś nic cię nie powstrzyma przed wyjściem z domu. I już zakładasz przeciwdeszczową kurtkę , w uszy wciskasz słuchawki gdzie napieprza na cały regulator The Prodigy. Obudziłaś się w suczym nastroju. W głowie już od kilku dni plącze ci się cytat “I can be a regular bitch. Just try me.” Stiega Larssona
Zadziwiająco wygodnie ci w tym stanie I nie zamierzasz nic z tym robić . Jedyne czego potrzebujesz to towarzystwa drzew i jak najmniejszą liczbę ludzi na swojej drodze .
Wszystko to znajdujesz w Peak District. Trafiasz nawet w miejsce, gdzie wreszcie odnajdujesz coś na kształt wewnętrznego spokoju. I nawet zaczynasz sobie powtarzać jak mantrę
“Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi „
Dżem
No więc się uśmiechasz . Tak szczerze od serca